Strefa komfortu jest czymś co nas ogranicza – niczym areszt domowy. Niby wygodnie jest siedzieć u siebie w zaciszu ciepłego domku, ale to wszystko jest do czasu. Do czasu, kiedy trzeba wystawić nos za próg, bo wzywa nas coś nowego w życiu, co wymaga wysiłku i wejścia w nieznane obszary.
Bach! Tu nagle pojawia się szklana ściana, o którą można rozbić nos. Albo czyha coś innego, ale w sumie to nie wiadomo co. A w domku przecież wszystko już znasz, masz opanowane wszystkie czynności, jest miło i bezpiecznie. Znasz każdy kąt. Doskonale wiesz jak wygląda rozkład całego dnia. No ale poza domkiem widzisz swoje marzenia i wiesz, że ich realizacja może wznieść Twoje życie na nowy poziom. A mieszkańcy domku przestrzegają, że nie ma co się wychylać. I co tutaj teraz robić? Przecież świat Ciebie wzywa i pokazuje tyle nowych możliwości. W głowie masz prawdziwy mętlik.
Kiedyś miałam okazję przekonać się jak trwanie w swojej strefie komfortu może być silne. Spotkałam znajomego i nasza rozmowa wyglądała tak:
- Cześć! Jak u Ciebie? Wszystko w porządku?
- Eeee, stara bieda.
- Wiesz, znam sposób, żebyś mógł poprawić swoją sytuację finansową. Chcesz o tym porozmawiać?
- Nie. Wiesz z biedą jest jak z żoną. Jak masz jedną, to już trzeba z nią siedzieć.
I już więcej nie miałam nic do powiedzenia, bo mnie dosłownie zatkało. Jak tak szybko można odrzucić coś nieznanego i trzymać się utartych schematów, które jak widać w tym przypadku szkodzą? Dlaczego wejście na nowy teren budzi aż taki strach?
Odpowiedź przychodzi szybko. Strach pojawia się, bo przy wchodzeniu w nową jakość, bo bardzo często odczuwamy dyskomfort. Trzeba zrobić coś nowego, pójść inną drogą, podjąć decyzję całkowicie odmienną od tego, co robiliśmy czasem przez wiele lat. Nasz domek jest dla nas przez długi czas azylem. Niepostrzeżenie staje się aresztem domowym. Ci, których podziwiamy z okna domku, mają już we krwi poszerzanie swojej strefy wpływu. Ciągle szukają nowych dróg i sposobów na dotarcie do nowego.
I nic dziwnego, bo cytując Alberta Einsteina:
„Szaleństwem jest postępować ciągle tak samo i spodziewać innych rezultatów”.
Jak nie dopuścić do momentu, kiedy nasza strefa komfortu staję się więzieniem? Zadaj sobie szczere pytania…
Czy wyznaczyłaś sobie granice, które przestały Ci służyć?
Czy mury Twojego mentalnego domku stają się coraz trudniejsze do przeskoczenia?
W jakich obszarach życia widzisz u siebie ograniczenia, które mają negatywny wpływ?
Poszerzaj swoją strefę komfortu. I to jak najczęściej, żeby stało się to Twoim nowym nawykiem. Przypomnij sobie jak to jest być dzieckiem, które jest ciekawe świata. Zobacz jak szybko dzieci się rozwijają. One cały czas próbują. Po upadku wstają i dostają to, czego pragną. Nie daj się zamknąć w sidłach swojego niewspierającego myślenia i rutyny. Zacznij robić codzienne rzeczy inaczej. Zobacz jak to jest zrobić coś w sposób, który wcześniej był nie do pomyślenia a może zmienić utarte wzorce.
Na start wybierz prostą czynność: gotowanie obiadu, przygotowanie do egzaminu, przyrządzanie kawy, spędzanie czasu ze znajomymi, poznawanie nowych ludzi. Zastanów się jak wyglądają Twoje strategie na takie działania i wypisz je. Stwórz drugą listę – alternatywnych działań dla Ciebie „nie do pomyślenia”. Następnie otwórz listę nr trzy – nowe sposoby na wykonywanie znanych czynności, na które sama nigdy byś nie wpadła a możesz je wyszukać w Internecie, u przyjaciół, podpatrzyć u nieznajomych. Jeszcze raz poproszę, żebyś przypomniała sobie jak to jest być dzieckiem i działać z prawdziwą ciekawością. Wykorzystaj dziecięcą ciekawość do odkrywania różnic w Twoich zachowaniach i zachowaniach otoczenia. Wypróbuj nowe zachowania. Świetnie się przy tym baw i poszerzaj swoje horyzonty. Stań się eksperymentatorem życia.
Polecam zmiany małymi kroczkami, aby proces ten miał szansę lepiej smakować, np: znajdujemy czynność, którą dotychczas ignorowaliśmy – jedzenie śniadania i zacznijmy je celebrować, zacząć dbać o świeże bułeczki rano i ulubione jedzonko z pyszną pachnącą kawą lub też odświeżmy zaniedbany kontakt ze znajomym ze szkoły. Małe rzeczy fantastycznie pomagają dostrzec jak wiele czeka na nas poza strefą komfortu i zachęca do aktywnych zmian. Powodzenia!
Marzenko super się czyta :) uwielbiam ludzi, którzy są ciekawi świata i mają w życiu swoje pasje. To dzięki nim wychodzimy ze strefy własnego komfortu i życie staje się fascynujące. Warto zdobywać niezdobyte i odkrywać nieodkryte. Niektórym ludziom wystarczyłoby uśmiechnąć się rano do własnego odbicia w lustrze. To byłby już spory sukces dla nich. Pisz dalej a ja chętnie będę tu zaglądać :-)
Dziekuje :-) bardzo mi miło czytać takie słowa
Bardzo fajnie i ogólnie podziwiam to, co robisz, Marzena, podoba mi się cała idea coachingu.
Ten artykuł bardzo do mnie trafia. Właśnie ostatnio staram się wychodzić poza swoją strefę komfortu, co jest dla mnie bardzo trudne, bo jestem osobą, która mogłaby się nie ruszać z domu, ale krok po kroku próbuję i przełamuję własne lęki.
Pozdrawiam i chętnie będę zaglądać na Twój blog.
Natalia metoda małych kroczków przynosi efekty, więc trzymam za Ciebie kciuki w Twojej drodze do nowego :)
„Comfort zone is a beautiful place but nothing ever grows there.” – miałam kiedyś cover photo z takim mottem na Facebooku. Nie wyobrażam sobie pozostawania w swojej strefie komfortu. To mnie zabija. Nieustannie poszukuję nowych wyzwań, wrażeń. Jednostajność i brak wystawiania się na dyskomfort… to jest dopiero prawdziwy dyskomfort! Ale wynika to też z mojej osobowości :)
Syndrom strefy komfortu niestety dopada czasem każdego. Na szczęście wystarczą na początek małe rzeczy, niewielkie zmiany, by opuścić to smutne miejsce.